sobota, 13 października 2012

Rozdział 2

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! To co z początku wzięłam za dziwne, zimne i martwe drzewa okazało się budowlami. To ani trochę nie przypominało pałacu, w którym mieszkałam. Niektóre były wysokie i sięgały nieba, a inne niskie, kolejne takie małe, że prawie nie mogłam oddychać! Tak jak dom Kyle'a. I ja podobno miałam tu mieszkać przez bardzo długi czas... Nie zdawałam sobie nawet sprawy jakie to będzie trudne.
Postanowiłam, że potrzebuję trochę więcej czasu niż chwilkę, aby przekonać Kyle'a do siebie, by mi uwierzył i pomógł. To mogło zająć nawet kilka lat. Nie miałam aż tyle czasu, więc miałam nadzieję, że kilka dni wystarczy, bo jeśli będę musiała spędzić tu kilka lat to mogę już nie mieć do czego wracać.
Zaszedł mi drogę, więc zatrzymałam się, patrząc mu w oczy. Był wysoki, więc musiałam zadrzeć głowę do góry. Dopiero teraz miałam czas, aby móc lepiej się mu przyjrzeć. Jego włosy były krótkie, zwijały się przy końcach i sterczały na wszystkie strony! Podobał mi się jednak ich kolor. Moje były brązowe, a jego takie jasne, niemal srebrne, przynajmniej w poświacie księżyca. Jego oczy miały piękną barwę, biła od nich nieskazitelna zieleń, zupełnie jak od moich. Nos miał prosty, lekko zadarty. Wargi były wąskie i tak słodko drżały kiedy się śmiał, albo prychał - zrozumiałam, że w ten sposób daje mi do zrozumienia iż jestem niedorzeczna. Podobał mi się sposób w jaki mnie traktował, jak mnie dotykał, jak na mnie patrzył. Jednym słowem był cudowny.
- Posłuchaj mnie uważnie, Alarice - powiedział rzeczowym tonem, zaciskając palce na moich ramionach.
Z całych sił starałam się nie patrzeć na jego wspaniale umięśnione ciało. Błędem było rozerwanie mu koszulki, bo teraz poczułam jak na moje policzki wstępują rumieńce.
Skinęłam głową na znak, że zrozumiałam.
- Na pewno nie jesteś człowiekiem, ale mam prośbę... Czy mogłabyś w jakiś sposób postarać się, aby nie było widać twoich szpiczastych uszu? - zerknął na chwilę w ich kierunku, po czym kontynuował: - Wystarczy, że ci mężczyźni z baru widzieli, i ja, ale nie chciałbym, aby moi rodzice wiedzieli, bo wtedy mogliby nie pozwolić na to, abyś...
- Daj mi chwilkę - wtrąciłam się.
Moje powieki opadły, ale pod nimi nadal widniała przystojna twarz Kyle'a, każdy jej szczegół wdarł się w zakamarki mojego umysłu i już wiedziałam, że tak łatwo o nim nie zapomnę.
Dość, Alarice! Skup się!
Przygryzłam dolną wargę i zaczęłam sobie wyobrażać, że wyglądam tak jak ja, ale bez szpiczastych uszu - poczułam, że się skurczyły - oraz w innym stroju. Ubrania jakie sobie wybrałam były wygodne - spodnie podobne do tych Kyle'a, białą bluzkę na grubych ramiączkach oraz buty, takie jakie widziałam u dziewczyn, które mijałam dziś w południe. Właściwie to na nich wzorowałam ten styl. Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam jego zaskoczoną twarz.
- Nieźle - skomentował. - Tylko następnym razem pamiętaj o bieliźnie.
Wytrzeszczyłam oczy.
- O czym?
- Coś do podtrzymania twojego biustu, podobne do tego czegoś co miałaś na sobie, to z brązowego materiału i może jakieś majtki...
- Masz na myśli stanik? I coś takiego co wystaje ci znad spodni?
- Tak, i coś w tym stylu.
Zaśmiałam się. Po chwili moje piersi nieco się uniosły dzięki koronkowemu czarnemu stanikowi, a mi nie było niewygodnie w spodniach, bo miałam na sobie jeszcze majtki, trochę bardziej skąpe, no i koronkowe, aby pasowały do górnej części bielizny.
Spojrzałam na niego pytająco, a on nagrodził mnie uśmiechem.
Kolejne wydarzenia potoczyły się szybko. Kyle wprowadził mnie do swojego domu, gdzie ujrzałam jego rodziców i prawdopodobnie siostrę. Schowałam ręce za plecami i uśmiechnęłam się niewinnie.
Kobieta była niska o twarzy podobnej do Kyle'a, jednak o ciemnych włosach, natomiast mężczyzna był wysoki i miał wyrazistą twarz, mocne rysy, jednak włosy jasne, to po nim odziedziczyła urodę ich córka, której włosy były kruczoczarne jak u matki. Patrzyli na nas z rozdziawionymi ustami, no może z wyjątkiem dziewczyny, bo ta patrzyła na Kyle'a ze złośliwym uśmiechem na twarzy. Jako pierwsza zabrała głos:
- No proszę! Widzę, że nie próżnowałeś dzisiejszej nocy, braciszku - zaśmiała się.
Przygryzłam dolną wargę z zakłopotania, a na dodatek, jak na złość, poczułam rumieńce na moich policzkach. Nie wiedziałam co powiedzieć, bo dopiero teraz dotarło do mnie, że jest jeden szczegół o którym zapomnieliśmy - Kyle był nagi od pasa w górę.
- No, Rachel nie patrz tak na niego, w końcu już od roku jest pełnoletni - skarcił kobietę mężczyzna.
- Ale... ale mój synek...
- Mamo! - jęknął Kyle.
Zerknęłam na niego. Nie byłam pewna co czuje w tej chwili, ale wiedziałam, że trochę jest na mnie zły. Skąd mogłam wiedzieć, że tutaj mężczyźni, którzy chcą zdobyć kobietę okrywają całe swoje ciało?
- Ach, nieważne - machnęła ręką matka. - Jestem Rachel, mama Kyle'a, to - wskazała mężczyznę o lekko siwiejących włosach - ojciec Kyle'a, Jason, a to - wskazała dziewczynę - siostra Kyle'a, Sarah.
- Miło mi was wszystkich poznać - dygnęłam, jak przystało na księżniczkę, prawie się zapomniałam, zbyt długo przebywałam poza cywilizacją.
Kyle posłał mi spojrzenie, które zinterpretowałam jako: "Co ty wyprawiasz?!".
Odchrząknęłam, po czym uśmiechnęłam się promiennie.
- Cóż za maniery - bąknęła Sarah. - Nie martw się, tu nie musisz być tak... oficjalna.
Spuściłam wzrok. Starałam się nie rozglądać po pomieszczeniu, bo jak na mój gust wyglądało strasznie, ale w Maailm są inne trendy. Dlatego, aby bardziej się nie pogrążać postanowiłam wbijać wzrok w podłogę.
- Mamo, tato i to coś - powiedział złośliwie Kyle, zrobił stosowną pauzę na reakcję siostry, ta jednak zamilkła, więc kontynuował: - to moja znajoma, Alarice.
Usłyszałam czyjeś drobne kroki, ktoś podbiegł do mnie, kiedy podniosłam wzrok okazało się, że to Sarah. Przyglądała mi się, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Naprawdę masz tak na imię? - spytała, a kiedy skinęłam głową zapiszczała. - Fajne imię, oryginalne. Chciałabym mieć takie, a nie "Sarah", jest trochę oklepane.
Kyle odetchnął z ulgą.
- Kyle, czy jest coś co powinniśmy wiedzieć? - głos zabrał Jason.
- Tato, bo jest sprawa... Alarice nie jest stąd... Zgubiła się... Nie wie jak wrócić do siebie i nie ma gdzie się podziać... Znalazłem ją w barze, gdzie obmacywali ją jacyś pijacy - powiedział z odrazą. - Czy mogłaby się u nas zatrzymać na jakiś czas?
Rachel przyłożyła dłoń do ust, po czym postąpiła o krok w moją stronę, jednak bojąc się reakcji zatrzymała się. Przygryzła wargę, zastanawiając się nad czymś, po czym westchnęła cicho.
- Alarice, a gdzie... są twoi rodzice? Czemu się tobą nie opiekują?
Zacisnęłam wargi, a dłonie w pięści powstrzymując się od płaczu. Byłam wojowniczką, a wojowniczki są twarde i nigdy nie pozwalają sobie na chwile słabości, przynajmniej nie w obliczu tylu ludzi. Jednak nie potrafiłam nad tym zapanować, bo moje oczy już wypełniły się łzami, a w gardle rosła gula.
- Moi rodzice... Zostali zamordowani... Odkryto spisek, a ja... Tatuś kazał mi uciekać, więc uciekłam... Przez rok ukrywałam się w lesie, ale potem w jakiś dziwny sposób znalazłam się na środku ulicy...
Zauważyłam, że Rachel pospiesznie ociera łzy z policzków, ja natomiast zaciskałam szczęki.
- Naturalnie, że możesz tu zostać - oznajmił Jason.
Kyle popatrzył na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem, w końcu nie powiedziałam mu o tym, ale po chwili oprzytomniał i mocno mnie do siebie przytulił. Chciałam go odepchnąć, zaprotestować i powiedzieć, że wcale nie potrzebuję takiej czułości, ale problem tkwił w tym, że tego chciałam, tak dawno nikt nie okazał mi uczuć, że niemal stałam się oschła. Również objęłam go rękoma, a moje dłonie wodziły po jego nagich plecach, miał taką przyjemną skórę. Nie chciałam, aby ta chwila minęła szybko, wolałam, by trwała dłużej, a najlepiej całą wieczność.

~ ♠ ~

Efelior - skrzat, który był najlepszym doradcą króla Ephraima, a teraz musiał nim być dla Rufusa - mknął przez las. Nie miał zbyt dużo czasu nim odkryją, że on również jest zdrajcą, ale musiał ich ostrzec, oni byli ostatnią nadzieją dla księżniczki Alarice. Jako jedyni mogli pomóc, bo to oni byli czymś w rodzaju Wyroczni. Z tym, że w Maailm rodziła się jedna na sto lat, a tam było ich mnóstwo. Tu Wyrocznie były kobietami, a tam byli nimi mężczyźni.
Kiedy tak rozmyślał o Wyroczniach przed oczami stanęła mu Lefelia. Był z nią bardzo blisko, co prawda Wyrocznie nigdy się nie wiązały, ale to nie stanowiło dla niego problemu, jednak okazała się zdrajczynią. Zdradziła króla Ephraima, tego który tak bardzo wszystkich kochał, który tak bardzo kochał córkę, że chciał jej zabronić walczyć, ta jednak się zbuntowała, bo to walka była jej celem w życiu... a ona tak po prostu spisała go na straty, ponieważ twierdziła, że był za miękki jak na króla. O zgrozo!
Natomiast Lefelia pomyliła się co do Rufusa i teraz z pewnością tego żałowała, gdyż w dzień wybuchu spisku, tuż po morderstwie rodziny królewskiej, zabito właśnie ją. Zginęła z rąk Rufusa, którego tak bardzo wielbiła... Okazała się zdrajczynią i dostała stosowną karę za swój niegodziwy czyn.
Wkroczył ostrożnie pomiędzy drzewa, gdzie znajdował się piękny głaz. Był ogromny w porównaniu do Efeliora, jednak nie przeszkadzało mu to, by spiskować przeciw Rufusowi, a tym samym, przeciw potężnym magom.
Wibrująca moc dochodziła z wnętrza skały, w końcu westchnął i dotknął chropowatej powierzchni, po czym rozbłysło oślepiające białe światło i już po chwili był w tym drugim świecie.

~ ♠ ~

Nie powiedziała mi, że jej rodzice nie żyją, nie wiedziałem jak się zachować, więc po prostu ją przytuliłem. Potrzebowała tego, czułem to w głębi swojej duszy. Chciałem ją tak tulić w nieskończoność, jej cudowne, ciepłe i drobne ciało przylegające do mojego. Zdawało się, że zostaliśmy stworzeni dla siebie. Ciekawe czy istniały jakieś starodawne tradycje dotyczące przeznaczenia, bo chciałbym, aby Alarice była mi pisana.
Wciąż pamiętałem jak jej uszy zmalały i jak zmieniła swój strój. Nawet w zwykłej podkoszulce i dżinsach wyglądała bosko, ale musiałem przyznać, że lepiej jej było bez bielizny. Wtedy przez głowę przemknęła mi myśl, że gdyby wtedy zaczęło padać to mogłaby zostać moją własną miss mokrego podkoszulka.
Ach... Ale nie mogłem się przyznać do tego, że mi się podoba, że jestem nią zainteresowany, bo matka zaraz zaczęłaby mi truć, ojciec by to olał, ale Sarah... O nie! Z nią byłoby najgorzej, już teraz mi dokuczała, a gdyby się dowiedziała to pogrążyłaby mnie. Mogę się założyć, że teraz będzie próbować mnie ośmieszać przed Alarice.
Otworzyłem szafkę i wziąłem do ręki pierwszy lepszy biały podkoszulek, a następnie założyłem na siebie. Zatrzasnąłem drzwiczki, po czym podszedłem do okna.
Westchnąłem zrezygnowany, zastanawiałem się nad tym co robi teraz Alarice. Byłem rozdarty, bo nie wiedziałem czy iść do niej, czy może dać jej spokój. Z drugiej strony mogła czuć się trochę zagubiona, w końcu było tu inaczej niż... A właśnie! Już miałem konkretną wymówkę - musiała mi to wszystko wyjaśnić!
Wyszedłem pospiesznie ze swojego pokoju, minąłem sypialnię rodziców i wszedłem do tego na samym końcu korytarza. Matka przydzieliła jej własny pokój.
Zamknąłem za sobą drzwi, ale kiedy spojrzałem na nią, zamarłem. Alarice wychylała się przez okno, wyglądała tak jakby chciała wyskoczyć.
Podbiegłem do niej i przyciągnąłem do siebie. Ta odwróciła się błyskawicznie w geście, który miał oznaczać, że jest w stanie się bronić. Wtedy straciłem równowagę i poleciałem do tyłu, a ona upadła na mnie.
Spojrzałem jej w oczy poirytowany.
- Cholera jasna! - syknąłem. - Alarice! Mało nie dostałem przez ciebie zawału!
- Wybacz mi, Kyle - powiedziała tym swoim oficjalnym głosem.
Pokręciłem głową przecząco.
- Można wiedzieć co ty chciałaś zrobić?
- Tu jest tak ciasno... To pomieszczenie jest takie małe... Duszę się tu! - zajęczała.
Położyła swoje ręce na mojej klatce piersiowej, nie wiedziałem co zrobić ze swoimi, więc delikatnie ułożyłem dłonie na jej biodrach. Dostrzegłem, że na jej policzki wkradły się delikatne rumieńce, ale mimo to nie wstała. Nie, żeby mi się to nie podobało. Z trudem powstrzymałem się, żeby nie uśmiechnąć się łobuzersko.
- A teraz nie jest ci duszno? - spytałem zaintrygowany.
- Nie - odpowiedziała niepewnym głosem. - Kyle, ja...
- Musisz mi coś wyjaśnić - przerwałem jej, spoglądając w oczy dziewczyny.
Westchnęła, po czym wstała i z gracją przeszła przez pokój. Przyglądałem się jak idąc kręci biodrami, o mały włos nie zacząłem się ślinić. Również się podniosłem, jednak nadal pożerałem ją wzrokiem. Była taka delikatna, jej ciało było idealne, przynajmniej dla mnie. Podziwiałem jak usiadła na łóżku w sposób godny księżniczki, co do tego, że nią była nie miałem wątpliwości.
Podszedłem bliżej, kucając przed nią. Spojrzałem w jej wspaniałe zielone tęczówki. Mieliśmy taki sam kolor oczu, moglibyśmy uchodzić za rodzeństwo, choć w mojej rodzinie nikt nie miał brązowych włosów.
- Chyba jestem ci winna wyjaśnienia, co? - powiedziała tak cicho, że gdybym stał dalej to nie usłyszałbym jej.
- Oj tak, chciałbym mieć ścisłość w kwestii twojego pochodzenia, twojej natury, rodziny i historii twojego kraju jeśli to możliwe - uśmiechnąłem się do niej czarująco.
No, przynajmniej miałem nadzieję, że czarująco, bo byłem w takim stanie, że mógłbym wyszczerzyć zęby jak jakiś idiota i wtedy już nie miałbym żadnych szans u księżniczki.
- Nazywam się Alarice, ale to już raczej wiesz.
Uśmiechnęła się tak słodko, że aż miałem ochotę pochylić się i pocałować ją.Jednak wiedziałem, że ze mną pogrywa. Z trudem powstrzymałem się od prychnięcia, słysząc jej kolejne słowa.
- Mam siedemnaście lat...
Tym razem nie wytrzymałem.
- Alarice, do rzeczy! - powiedziałem, po czym wbiłem w nią swoje zielone tęczówki, czekając na wyjaśnienia.
Westchnęła zrezygnowana. Chyba nie była pewna co może mi powiedzieć.
- Pochodzę z równoległego świata... przynajmniej ja tak to rozumiem. Maailm to mój dom, tam się urodziłam i wychowałam. Mój tata był bardzo dobrym władcą, ale niedawno wykryto spisek. Rufus, najpotężniejszy mag, zgromadził swój oddział, by pokonać mojego ojca. Oczywiście już wcześniej zostaliśmy ostrzeżeni o wybuchu spisku przez czarownicę, ale w Maailm wszyscy wierzą w przepowiednie Wyroczni, ta jednak była po stronie Rufusa - wyznała.
Wyglądała tak jakby nie wiedziała co jeszcze dodać, a ja patrzyłem na nią z niedowierzaniem. Jak już znalazłem fajną dziewczynę, która prawdopodobnie mnie lubi, to jest jakimś dziwadłem... Choć musiałem przyznać, że pociągała mnie o wiele bardziej ze szpiczastymi uszami.
- No dobra, mniej więcej rozumiem. Tylko powiedz mi jakiej rasy jesteś przedstawicielką?
- Jestem elfem, tak jak mój ojciec i matka - odpowiedziała z dumą w głosie.
Wahała się. Wyraźnie to wyczytałem w jej oczach.
Może powinienem inaczej zareagować, ale jakże mógłbym zareagować inaczej skoro wiem co widziałem. Miałbym nie uwierzyć w jej historię, kiedy jakieś dwie godziny wcześniej stała na stole i wymachiwała mieczem jak bohaterka z jakiejś gry?
Postanowiłem jej uwierzyć, poza tym nie miała w kim szukać wsparcia. Miała tylko mnie, a taka opcja bardzo mnie satysfakcjonowała.
- Alarice, jest tu może... O! Kyle, właśnie ciebie szukałam - do pokoju wpadła Sarah, a kiedy zobaczyła mnie z Alarice, na jej ustach pojawił się złośliwy uśmiech.
Podniosłem się z ziemi i podszedłem do niej, patrząc na nią pytającym wzrokiem.
- Musimy obgadać pewną kwestię, w razie gdyby sąsiedzi się pytali, no i ona musi zacząć uczęszczać do szkoły...
Alarice chodząca po szkole, wśród tych wszystkich głupków? Mowy nie ma... Poza tym nie chciałem, aby poznała Jerry'ego, a raczej na odwrót, bo wtedy moje szanse u niej na pewno by się zmniejszyły...
Rany, ale ja się pogrążam!
- Alarice zagubi się w szkole - mruknąłem.
Zerknąłem na nią kątem oka. Dołączyła do nas.
- Mama już postanowiła. Pamiętasz, zmarłą ciotkę Elizabeth? Uzgodniliśmy, że Alarice będzie jej córką, a ponieważ nikt nie wie kiedy dokładnie zmarła ciotka Elizabeth, nie będzie się dopytywał. W każdym bądź razie, wciśniemy kit, że nasi rodzice starają się o to, by zostali jej rodziną zastępczą - powiedziała podekscytowana Sarah. - Czyli Alarice będzie naszą kuzynką! Fajnie, co?
Dziewczyny się przytuliły, ja natomiast jęknąłem. Miałem udawać, że jest moją kuzynką, czyli zero flirtu z Alarice.
No nie! Za jakie grzechy mnie to spotkało?

~ ♠ ~

Via spoglądała na swoje odbicie w tafli strumienia. Miała ładne, duże czarne oczy; prosty, płaski i troszkę szeroki nos; pełne wargi. Jej policzki zawsze odcinały się od kremowej cery delikatnym różem. Włosy były czarne jak noc, a w słońcu niemal granatowe.
Podobała się sama sobie, nie potrzebowała cudzego zdania, aby wiedzieć, że jest ładna.
Powoli wstała, poprawiając swoją szatę. Jedyne co się w niej samej nie podobało to jej rasa... Czarownica.
Westchnęła cicho, po czym wzięła do rąk ogromną misę z wodą. Wróciła do wioski pogrążonej w brudzie, smrodzie, agonii i ciemności. Już od roku tak właśnie wszyscy tutaj żyli. Byli poddanymi Rufusa i większość z ludzi żałowała, że przeciwstawili się Ephraimowi. Był najlepszym królem, jakie Maailm miało kiedykolwiek.
Trzeba było jednak przyznać, że przodkowie Ephraima także byli dobrymi królami, na pewno o niebo lepszymi od Rufusa. Teraz jednak nikt nie zastąpi im ostatniego z królów.
Oczywiście krążyły plotki, że Alarice przeżyła i że wróci, aby uratować swój lud, jednak Via była pewna, że nie dożyje dnia odkupienia.
Powoli wkroczyła do izby.
- Via, co tak długo? - przywitał ją niezbyt miło, brat Felix.
Postawiła misę przy łóżku. Wzięła chłodną chustę, mocząc w źródlanej wodzie, po czym zaczęła chłodzić rozpalone ciało matki.
- Wcale nie tak długo - powiedziała cicho. - Poza tym doskonale wiesz, że musiałam uważać, aby strażnicy nie zaciągnęli mnie do wozu skazańców.
Felix zrobił pięć kroków, bo dokładnie tyle razy zaskrzypiała stara podłoga.
- Mogliby cię stąd zabrać, zawadzasz nam - rzucił zjadliwie.
Posłała mu wściekłe spojrzenie.
- Uważaj na słowa, braciszku - bąknęła.
- Bo co? Zamienisz mnie w ropuchę? - prychnął.
Felix zawsze jej zazdrościł, że miała moc, jednak dla niej to było przekleństwo.

~ ♠ ~
  
Powoli rozchyliłam powieki. Właśnie świtało. Wczoraj Wade'owie oświadczyli, że mam udawać ich krewną. Nie bardzo podobał mi się ten pomysł, ale nie mogłam się sprzeciwić ludziom, którzy okazali mi tyle dobroci i serca.
Wstałam z łóżka, poczłapałam do łazienki, gdzie szybko się wykąpałam, cała oczyściłam, odprawiłam rytuał, którego nauczyła mnie matka i który musiałam praktykować codziennie rano odkąd ukończyłam piętnaście lat.
Przeszłam do swojego pokoju, po czym wymyśliłam sobie nowy strój. Taki sam jak wczorajszy, ale dziś już świeży i pachnący polnymi kwiatami. Zebrałam się w sobie, po czym podeszłam do drzwi, położyłam dłoń na klamce.
Byłam już gotowa, ale najpierw musiałam zaakceptować swoją nową tożsamość.
- Alarice Blythe, tak, to ja.