środa, 3 października 2012

Rozdział 1

Długi ciemny korytarz, niegdyś kotary na oknach były odsłonięte, pełno było roślin, a zamek korzystał ze światła słonecznego a nie z pochodni jak teraz. Był ponury. Wszyscy żywili nienawiść do tego budynku jak i do władcy Rufusa. Rufus był takim władcą, któremu zależało jedynie na własnych potrzebach. Bawiła go śmierć, więc teraz główna komnata była cała we krwi niewinnych poddanych. Oczywiście król uważał ich za winnych, ponieważ byli przeciw niemu i wciąż liczyli na księżniczkę Alarice. W niej pokładali całe swoje nadzieje, bo ona tak jak król Ephraim była odpowiedzialna i zależało jej na poddanych. Nie traktowano ich wtedy z wyższością, jak i nie zabijano na pokaz.
Byli również tacy, którzy wierzyli, że król Ephraim i królowa Mabel jeszcze żyją, ale to tylko dlatego, że nie widzieli ich krwawej śmierci. Była to najgorsza i najbardziej męcząca śmierć.
Na szczęście udało się od tego uchronić młodą księżniczkę Alarice. Tylko, że teraz ten kto sprzeciwił się Rufusowi płacił za to życiem. Nie było dnia, żeby ktoś nie zginął.
Starszy skrzat kroczył niepewnie korytarzem do głównej komnaty. Nie podobał mu się ten mroczny wystrój, jak i tyrańskie rządy nowego władcy. To był potwór, a nie król. Nawet on wierzył, że księżniczka niedługo powróci i ich uratuje. Teraz jednak musiał udawać, że jest po stronie tyrana.
Problem tkwił w tym, że Alarice nie miała jak zorganizować armii, a to był duży problem.
Dwaj strażnicy - magowie - otworzyli przed nim drzwi. Powoli wkroczył do ogromnej sali. Stąpał po brudnej od krwi i wnętrzności posadzce. Brzydził się tym, żałował, że nic nie może zrobić, poza tym mieli go za zdrajcę.
Podszedł bliżej tronu. Przeklinając samego siebie w duchu pokłonił się władcy.
- Panie, wszystko poszło zgodnie z planem - oznajmił skrzat, powoli się prostując.
Śmiech Rufusa zagrzmiał i niemal wstrząsnął zamczyskiem.
- Doskonale. W takim razie pozbyliśmy się problemu na dobre - na jego ustach pojawił się mroczny uśmiech.
Już chciał odejść, kiedy władca skinął na niego palcem.
- A powiedz mi, czy jest pewne, że tam dokąd została wysłana nie ma drugich Wrót?
Skrzat pokręcił głową w odpowiedzi.
- Wasza wysokość, tylko czarownica potrafi otworzyć wrota, a tam dokąd ją wysłaliśmy nie ma nikogo z ras, które żyją w Maailm - powiedział.
Jednak wśród zwyczajnych ludzi są rasy, o których ten dureń nie słyszał, pomyślał, lecz nie powiedział tego na głos, inaczej król skróciłby go o głowę.
 - Możesz odejść - ryknął Rufus, po czym zaniósł się śmiechem.
Skrzat, jeszcze raz pokłonił się, przeklinając w duchu, po czym pośpiesznie odszedł.

~ ♠ ~

Czasami nienawidziłem piątków. Na przykład wtedy kiedy przed wejściem do klubu stało z pięćset osób, a ja dyndałem na szarym końcu razem z moim kumplem. Oparłem się o ścianę wyraźnie poirytowany, po czym łypnąłem na Jerry'ego spode łba.
- To był twój pomysł, żeby tutaj przyjść - mruknąłem. - A mogliśmy iść na domówkę do Austina, przynajmniej bawilibyśmy się już od dwóch godzin.
Było już po północy, zabawa w klubie trwała od dwóch godzin, a my tkwiliśmy tu już od ponad trzech. Miałem już dosyć i nawet chęć zobaczenia klubu od środka nie zmusiła mnie bym został.
- Kyle, daj spokój. Stary, zaraz wejdziemy - powiedział przestępując z nogi na nogę Jerry.
Spojrzałem na niego, po czym przeniosłem wzrok na tłum i z powrotem na przyjaciela.
- Jak chcesz to sobie tutaj stercz jak kołek, bo ja nie mam najmniejszego zamiaru.
Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem pustą ulicą w stronę domu.
W ogóle nie rozumiałem mojego przyjaciela. Owszem też miałem ochotę spędzić noc w tym klubie, poznać jakąś fajną dziewczynę i się z nią zabawić, ale wolę już siedzieć w domu niż stać przed klubem i zostać wpuszczonym pięć minut przed zamknięciem.
Wsadziłem ręce w kieszenie spodni, bo zazwyczaj nie chodziłem sam, a nie wiedziałem co z nimi zrobić. Nie wiedziałem co robić, nie chciałem jeszcze wracać do domu, poza tym było jeszcze wcześnie, a ja chciałem się zabawić. Miałem nadzieję, że może po drodze spotkam jakąś seksowną dziewczynkę, która będzie miała ochotę się zabawić.
Rozejrzałem się dookoła, ale w pobliżu nie było żadnej, z prostytutek nie miałem zamiaru korzystać. Brzydziłem się nimi, poza tym one z pewnością roznosiły wszelkie choroby, a ja nie chciałem się zarazić.
Nagle zatrzymałem się. Po drugiej stronie dostrzegłem bar. Działo się w nim coś dziwnego. Kiedy nagle szkło posypało się kaskadą na zewnątrz, instynktownie osłoniłem się rękoma.
Szybko jednak się opamiętałem i podbiegłem bliżej. Dosłownie zwaliło mnie z nóg. Na stole stała dziewczyna. Ale za to jaka dziewczyna... Idealne kobiece kształty! W dodatku była skąpo ubrana - miała na sobie stanik z jakiegoś dziwnego brązowego materiału, króciutką spódniczkę zrobioną z liści, ale za to nieskazitelnie zielonych, no i była boso. Mało nie zacząłem się ślinić. Widziałem jej nagi tyłeczek spod jej spódniczki!
Dopiero kiedy odwróciła się przodem do mnie ujrzałem jej twarz. Piękną twarz! Miała duże, śliczne zielone oczy, prosty, drobny nosek, pełne, różowe wargi, wypukłe kości policzkowe i... i patrzyła na mnie jakby zaraz miała mnie zamordować.
Jej długie brązowe włosy spływały delikatnymi falami na plecy. Dopiero teraz dostrzegłem, że ona ma szpiczaste uszy! Natomiast w dłoni trzymała ogromny miecz.
- Ehm... Tylko spokojnie - powiedziałem, uważając na słowa, by mnie nie zabiła.
Zeskoczyła ze stolika, podeszła do mnie, po czym pochyliła się nad moją szyją. Chyba mnie wąchała. Zamrugałem zdziwiony, bo jeszcze nigdy mi się nic takiego nie zdarzyło.
Powoli się ode mnie odsunęła.
- Czemu jesteś ubrany? - spytała, łapiąc za moją koszulkę, która po chwili była w strzępach.
Odsunąłem się od niej o krok, zerkając na nią podejrzliwie.
- Co ty robisz? - Musiałem się dowiedzieć co nią kieruje.
- Czemu jesteś ubrany? Masz idealną rzeźbę ciała, powinieneś chodzić nago, jak wszyscy mężczyźni w Maailm - oświadczyła.
Chwyciłem ją delikatnie za ramiona, a ona spojrzała mi w oczy. Wyglądała jak mała dziewczynka z taką nadąsaną buźką.
- Dobrze, ale nie jesteśmy u ciebie, więc mogłabyś mnie nie rozbierać publicznie? - spytałem grzecznie.
Teraz w jej oczach ujrzałem dziwną iskrę. Kąciki ust uniosły się w złośliwym uśmiechu, zacząłem się bać o własne życie.
- Jak się nazywasz?
- Kyle.
- Dziwne imię - bąknęła.
- Ach tak? To w takim razie podaj swoje - prychnąłem.
- Jestem Alarice, księżniczka Maailm - oświadczyła z dumą w głosie.
Odsunąłem się od niej odrobinę. Chwila, miałem do czynienia z jakąś księżniczką? Pięknie, ale się wpakowałem! Ciekawe co na to jej tatusiek król... Jakby się dowiedział o czym pomyślałem, gdy ją zobaczyłem chyba by mnie zamordował.
- A ty twierdzisz, że to ja mam dziwne imię - pokręciłem głową, po czym zerknąłem w stronę baru.
Kilku mężczyzn zebrało się i zaczęli się jej przyglądać, niektórzy robili jej zdjęcia.
Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem za sobą. Biegłem, jednak ona okazała się szybsza. Skręciła za róg, a kiedy ja się tam znalazłem straciłem ją z oczu.
- Alarice! Zaczekaj! - krzyknąłem, biegnąc dalej.

~ ♠ ~

Redos szedł dumnie przez mroczny korytarz. Kolejna pochodnia odbijała się od jego nieskazitelnie czystej zbroi. Nadeszła pora na kolejną egzekucję. Uwielbiał tryskającą naokoło krew, albo wypadające wnętrzności. Bawiło go to. Uwielbiał Rufusa, bardziej niż Ephraima, bo tamten to nie wiedział co to jest dobra zabawa. Poza tym nie traktował należycie magów. Magowie - jak on i reszta strażników - byli wyżej rangą od takiego plebsu jak reszta skrzatów, czy elfów.
Zasalutował strażnikom przy wejściu, po czym wszedł do środka. W sali tronowej stało już wielu więźniów, dziś to ich egzekucję będą oglądać.
Podszedł do króla, po czym wyszeptał pochylając się:
- Wysłałem Drezdona, czarnego smoka, aby ją zniszczył.
Król pokiwał głową wyraźnie zadowolony, po chwili jednak do niego dotarło.
- Chwila! Drezdon jest takim idiotą, że spali żywcem pierwszą lepszą kobietę w tamtym świecie!
- Istotnie - zauważył Redos. - Dlatego posłałem też Ignisa, tego małego zielonego smoka. On przypilnuje Drezdona.
Rufus zaniósł się śmiechem, dodatkowo klaszcząc w dłonie.
- Doskonale, Redosie! - wykrzyknął. - Ścięcie głowy!
Mag ukłonił się nisko przed królem, po czym wycofał się pod ścianę. Na środku sali stanął starszy skrzat. Był zakuty w łańcuchy i patrzył na zgromadzonych błagalnym wzrokiem, ale tu nie było litości. Ephraim nie żyje, już nikt nie pomoże tym nieszczęśnikom!
Redos z radością patrzył jak miecz oddziela głowę od tułowia, a potem spuścił wzrok kiedy potoczyła się pod jego nogi i spojrzała pustymi oczami na niego. Miał tylko nadzieję, że dziś nikt nie ubrudzi jego zbroi.

~ ♠ ~

 Kyle! Co za dziwne imię! Nie miałam jednak zbyt dużo czasu by się nad tym zastanawiać, bo teraz postanowiłam mu uciec, a raczej się przed nim ukryć.
Polubiłam Kyle'a, nie tylko dlatego, że mi się podobał, ale dlatego, że był inny niż wszystkie elfy w Maailm oraz bardzo się różnił od tamtych próżnych mężczyzn w barze. Co prawda nie umknęło mojej uwadze, że Kyle również zerkał na mój tyłek. Jednak rozbawiło mnie jak przestraszył się mojego miecza.
Wypowiedziałam magiczne zaklęcie i po moim mieczu został złoty proszek, ale nie martwiłam się tym, bo kiedy tylko chciałam mogłam go znów przywołać innym zaklęciem.
Krzyk Kyle'a wytrącił mnie z moich rozmyślań. Wyszłam z ukrycia, po czym krzyknęłam za nim:
- Kyle! Tu jestem!
Zaczęłam chichotać, co go chyba rozzłościło, ale nie przeszkadzało mi to.
- Dziewczyno! - Spojrzał na moje szpiczaste uszy. - Albo nie... Zaczynasz mnie denerwować!
Poklepałam go po jego nagim brzuchu, po czym uśmiechnęłam  się do niego uroczo.
- Daj spokój. Po prostu zabawmy się! - wykrzyknęłam, wyrzucając ręce w górę.
Spojrzał na mnie wyraźnie zdziwiony.
- Alarice, to u nas znaczy chyba zupełnie co innego - oświadczył. - Zresztą nieważne. Pójdziesz teraz ze mną, do mojego domu!
Przygryzłam dolną wargę. Wolałabym wrócić do swojego domu, ale nie wiedziałam jak, więc wolałam nic nie mówić. Może kiedy już przekonam Kyle'a do siebie to zgodzi się mi pomóc, a wtedy wrócę do domu i wszystko wróci do normy, a potem dopiero odzyskam tron.
Nie protestowałam kiedy chwycił moją dłoń i pociągnął za sobą.

1 komentarz:

  1. Rufus.. kojarzy mi się ciągle z bohaterem pewnej książki.. przezywanym Roof. Pozwolisz, bym na naszego kochanego władcę mówiła Roof? ;)
    Co do Roofa właśnie.. tyran jak się patrzy. Zabijanie poddanych na pokaz - fuj! Komnata cała we krwi i wnętrznościach - fuuuj!! ;P A tego skrzata automatycznie wyobraziłam sobie jako małego kajtka, mającego z metr wzrostu. Potem pomyślałam, jak wnętrze zamku musi wyglądać z jego perspektywy i.. brr..
    Ha! Początek opowieści z punktu widzenia Kyle'a wywołał na mojej twarzy szeroki uśmiech.
    "Miałem nadzieję, że może po drodze spotkam jakąś seksowną dziewczynkę, która będzie miała ochotę się zabawić" - typowe. Typowe.. xd
    "Rozejrzałem się dookoła, ale w pobliżu nie było żadnej, z prostytutek nie miałem zamiaru korzystać." - albo mam chore poczucie humoru, albo po prostu ciężki dzień za sobą. Skutek był jeden: niepohamowany napad śmiechu.. O.o
    "Mało nie zacząłem się ślinić. Widziałem jej nagi tyłeczek spod jej spódniczki!" pffhahahahaha xD dobre ;p
    "- Dziewczyno! - Spojrzał na moje szpiczaste uszy. - Albo nie... Zaczynasz mnie denerwować!" ?? ^^
    Ogólnie rzecz biorąc, rozdział bardzo mi się podobał :)To coś zupełnie innego, nowy, fantastyczny pomysł! Czekam na więcej ^^

    OdpowiedzUsuń